Redukcja stóp procentowych w Polsce jest już praktycznie przesądzona. Warto zatem przygotować na nią tę część portfela inwestycyjnego, której zadaniem jest przynoszenie stałego dochodu. Opcji jest kilka, ale żadna nie jest pozbawiona wad.


Jeszcze 27 marca utrzymywał, że „obecnie nie ma podstaw do zmiany stóp procentowych”. Tydzień później najwyraźniej się pojawiły, bo podczas kwietniowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński gwałtownie zmienił optykę na politykę monetarną i zadeklarował się jako „gołąb na czele gołębi” (to analogia do jego wystąpienia z marca ’22, gdy określił się mianem „jastrzębia na czele jastrzębi”). - Jeśli rząd podjąłby decyzje, że np. ceny energii nie wzrosną to byłym skłonny do bardziej odważnej decyzji np. 0,5 p. proc., a na początku przyszłego roku powtórzyć 0,5 p. proc. I na tym stop – tak do perspektyw obniżek stóp procentowych odniósł się sternik polskiej polityki monetarnej.


Obniżka stóp procentowych w NBP oznaczać będzie ulgę dla dłużników obarczonych kredytem o zmiennym oprocentowaniu – w szczególności dotyczyć to będzie „starych” kredytów mieszkaniowych. Spadną także ceny nowo udzielanych kredytów i pożyczek. Stracą za to oszczędzający, którzy będą musieli liczyć się z dalszym spadkiem oprocentowania lokat i obligacji.
Dz
Prezesowi Glapińskiemu wtórowali wybrani przez Senat (wtedy kontrolowany przez dzisiejszy obóz władzy) członkowie RPP. - Myślę, że w maju Rada będzie testować, czy istnieje większość dla zmiany parametrów polityki pieniężnej, czyli obniżenia poziomu stóp procentowych i skali tego obniżenia. W grę wchodzą w gruncie rzeczy dwa warianty: 25 punktów bazowych i 50 punktów bazowych - powiedział Przemysław Litwiniuk. „Ostatnią Mohikanką” bardziej restrykcyjnej polityki monetarnej pozostała już tylko Joanna Tyrowicz.
W zasadzie to samo powiedział Ludwik Kotecki. - Można już nie udawać - wygląda na to, że w maju rzeczywiście Rada nie będzie dyskutować czy obniżyć stopy procentowe, tylko będzie rozmawiać o dwóch rzeczach - o skali obniżki majowej i o tym, czy będzie to jednorazowe dostosowanie czy to początek cyklu obniżek – zaznaczył członek RPP. Ekonomiści Citi Handlowego ocenili, że Rada obniży stopy procentowe po 50 pb. w maju i lipcu oraz o 25 pb. w listopadzie. To jedna z odważniejszych prognoz na rynku. Większość bankowych ekonomistów spodziewa się cięć o 50-100 pb. w tym roku. Ekonomiści Pekao uważają z kolei, że Rada w maju i czerwcu zetnie stopy łącznie o 100 pb., a później przejdzie w stan oczekiwania.
Stopy pójdą w dół. To już jest przesądzone
Żadnych wątpliwości względem czekających nas obniżek stóp procentowych nie ma już rynek międzybankowy. Stawka WIBOR 3M od początku kwietnia spadłą z 5,85% do 5,54%, tym samym dyskontując przynajmniej 25-punktową obniżkę stóp w NBP w perspektywie kolejnych trzech miesięcy. Wibor 6M obniżył się do 5,20%, a stawka roczna do 4,99%. Implikuje to oczekiwane przez banki obniżki stóp rzędu 50-100 pb. w perspektywie najbliższych kilku miesięcy.
Redukcje stóp procentowych w Narodowym Banku Polskim będą miały (a właściwie już mają) ogromny wpływ na realną gospodarkę oraz na rynki finansowe. Z punktu widzenia oszczędzających najważniejszą ich konsekwencją będzie spadek realnych stóp procentowych w Polsce. Od początku 2024 roku stopy w NBP utrzymywane były powyżej poziomu inflacji CPI za poprzednie 12 miesięcy (czyli ex post). Dzięki temu zwolennicy względnie bezpiecznych form lokowania kapitału mogli liczyć na niewielki realny zarobek. Po wiosennych cięciach w RPP nie będzie to już takie pewne. Owszem, inflacja CPI od lipca też powinna wyraźnie spaść (za sprawą wygaśnięcie efektu bazy na taryfach na energię), ale nie jest pewne, czy w dłuższej perspektywie ponownie nie zacznie rosnąć.


Niezależnie od tego warto się zastanowić nad dostosowaniem portfela inwestycyjnego do warunków niższych stóp procentowych w Polsce. A przynajmniej tej części portfela, która w zamierzeniu ma być ulokowana względnie bezpiecznie i przynosić regularne odsetki.
Co warto mieć, zanim zaczną ciąć?
Z punktu widzenia stroniących od ryzyka inwestorów opcją domyślną pozostają obligacje Skarbu Państwa. Do końca kwietnia na stole leży obecna detaliczna oferta Ministerstwa Finansów. W obliczu prawdopodobnie nieuchronnego spadku stóp procentowych warte uwagi są jednak tylko trzy serie tych papierów. Pierwszą są 3-letnie TOS oferujące stałe oprocentowanie w wysokości 5,95%. Posiadacz tych obligacji może być w zasadzie pewny, że po trzech latach MF wypłaci mu 18,93% odsetek pomniejszych o 19% podatku Belki – czyli 15,34% netto.


Drugą opcją jest zakup 4-letnich obligacji COI, które przez pierwsze 12 miesięcy oferują 6,3% odsetek. W kolejnych trzech latach wysokość kuponu będzie uzależniona od inflacji CPI powiększonej o stałą marżę w wysokości 1,5%. Od razu widać, że w następnych latach COI będzie miała przewagę nad 3-letnią TOS dopiero wtedy, jeśliby inflacja CPI regularnie przekraczała 4,45%. Oczywiście od wypracowanych odsetek (czyli w praktyce od inflacji) zapłacimy podatek Belki. I być może nawet nie będzie to 19%, ponieważ od ponad roku resort ministra Andrzeja Domańskiego „pracuje” nad propozycjami ograniczenia wysokości tej daniny.
Ostatnią sensowną możliwością są 10-letnie obligacje EDO, które w pierwszym roku proponują 6,55% odsetek. W późniejszych latach ich oprocentowanie wyliczane jest według wzoru: inflacja CPI + 2% marży. Ale uwaga! Ze względu na wysoką opłatę za przedterminowy wykup (w wysokości 2 zł od każdej obligacji opiewającej na 100 zł wartości nominalnej) nie jest to dobra opcja na „taktyczny” termin 2-3 lat. Tutaj lepiej sprawdzi się 3-letnia TOS. Rzecz jasna odrzucamy obligacje roczne (ROR) i dwuletnie (DOR), ponieważ ich oprocentowanie jest zmienne i zależy od stóp w NBP.
Dla beneficjentów programu Rodzina 800+ pozostają jeszcze 6- i 12-letnie obligacji rodzinne – czyli nieco wyżej oprocentowane ( i nieco „dłuższe”) wersje COI i EDO. Ponadto zakup „nierodzinnych” obligacji detalicznych Skarbu Państwa można „opakować” w IKE pozwalających uniknąć (a przynajmniej odroczyć) zapłatę 19% podatku od „zysków” kapitałowych (a w praktyce od odsetek, czyli od przychodów odsetkowych). Istnieje też pewna szansa, że resort finansów w majowej ofercie pozostawi bez zmian oprocentowanie swoich detalicznych papierów. Wtedy możemy spokojnie poczekać do publikacji majowego komunikatu Rady Polityki Pieniężnej i dopiero wtedy podjąć decyzję. Gdyż oferta MF będzie ważna do końca miesiąca.
Bardziej zaawansowani użytkownicy mogą się udać na rynek Catalyst w poszukiwaniu „hurtowych” obligacji skarbowych. 16 kwietnia po południu rentowności (YTM) tych papierów wynosiły od 4,4% w przypadku obligacji 2-letnich po 5,25% w przypadku 10-letnich. Tu ważna uwaga: w kontekście spadku stóp procentowych interesują nas tylko i wyłącznie obligacje o stałym oprocentowaniu (względnie też „inflacyjne” obligacje IZ0836). W teorii (ale zwykle też w praktyce) spadek krótkoterminowych stóp procentowych przekłada się na wzrost cen obligacji stałoprocentowych. Czyli potencjalnie będzie można zarobić nie tylko na odsetkach, ale też na wzroście wartości rynkowej takiego papieru (w przypadku sprzedaży przed wykupem) albo na dyskoncie względem wartości nominalnej w przypadku przetrzymania papieru do dnia wykupu.
Warto jednak pamiętać, że wchodząc w świat „rynkowych” obligacji Skarbu Państwa inwestor wystawia kapitał na dodatkowe ryzyka. Pierwszym jest ryzyko zmiany ceny kupowanej obligacji. Tu (zwykle) nie ma możliwości zgłoszenia papieru do przedterminowego wykupu. Możliwość wyjścia z inwestycji zapewnia tylko inny inwestor chcący kupić dany papier. Dochodzi więc ryzyko płynności . Może się okazać, że nie uda się szybko zbyć papieru bez istotnego obniżenia ceny sprzedaży. Do tego dochodzą koszty w postaci prowizji maklerskich zarówno przy zakupie jak i sprzedaży obligacji. Powiedzmy sobie szczerze: to nie jest teren dla zupełnych żółtodziobów i choćby mała praktyka na rynku akcji byłaby tu mile widziana. Trzeba też mieć świadomość, że na początku kwietnia ceny tych papierów istotnie wzrosły, z wyprzedzeniem dyskontując oczekiwane obniżki stóp w RPP. Także na jakieś szalone okazje teraz raczej trudno liczyć.
Jak nie obligacje, to może lokaty?
Dlaczego jak dotąd nie wspominałem o najbardziej oczywistym i powszechnym wyborze oszczędzających w Polsce – czyli o bankowych lokatach? Ano dlatego, że:
1) Produkty te zwykle dostępne są tylko na krótkie terminy, do roku włącznie.
2) Ich oprocentowanie jest – delikatnie mówiąc – na ogół nieadekwatnie niskie.
Owszem, znajdziemy całą paletę różnorakich „ofert promocyjnych” obiecujących nawet 7% w skali roku. W mojej ocenie nie są to jednak poważne oferty dla poważnych inwestorów, lecz marketingowy wabik na nowych klientów skuszonych wizją ponadprzeciętnych odsetek. Tyle tylko, że są to lokaty: a) ograniczone kwotowo (czasem bardzo ograniczone), b) tylko na krótkie okresy, c) zwykle trzeba spełnić szereg dodatkowych warunków, co kosztuje nasz czas i oznacza sprzedaż naszych danych osobowych. Dlatego – mówiąc bez ogródek – zdecydowanie nie polecam.
Przeczytaj także
Jeśli bowiem pod uwagę weźmiemy tylko oferty bez gwiazdek, to najlepsza lokata na 12 miesięcy płaci raptem 5%. A większość banków oferuje nie więcej niż 3%. Czyli kpina. Dlatego też listę opcji rozpoczęliśmy od detalicznych obligacji skarbowych, które dają (nominalnie) 5,95% na 3-letnich TOS gwarantowane całą siłą Skarbu Państwa. Powiedzmy to jeszcze raz: w obecnych warunkach rynkowych bankowe lokaty są dla frajerów, którzy swoimi oszczędnościami lubią wspierać portfele prezesów i akcjonariuszy banków.
Jeśli Ci się to podoba, to droga wolna. A jeśli nie, to… sam możesz zostać współwłaścicielem banku. Na warszawskiej giełdzie notowane są akcje prawie wszystkich większych banków detalicznych działających w Polsce. Sektor bankowy w 2024 roku odnotował rekordowe w ujęciu nominalnym zyski i … wypłacił swym akcjonariuszom sowite dywidendy. Jak pod koniec marca szacował mój redakcyjny kolega Michał Kubicki, szacowana i proponowana stopa dywidendy z giełdowych banków zawierała się w przedziale 6,9-8,8%. Pomimo oczekiwanych obniżek stóp procentowych wyniki banków także za 2025 rok powinny być dość mocne i pozwolić wypłacić sowite dywidendy.
Istnieje więc szansa na to, że stopa dywidendy z akcji banków za rok okaże się wyraźnie wyższa od oprocentowania bankowych lokat. Oczywiście coś za coś. Inwestycja w akcje banków jest znacznie bardziej ryzykowna niż powierzenie pieniędzy bankowi w depozyt. To zupełnie inna skala ryzyka inwestycyjnego i sport dla nieco bardziej doświadczonych inwestorów. Nie można bezpośrednio zestawiać ze sobą wysokości dywidendy i oprocentowania lokaty.
Na koniec jeszcze pozostały nam obligacje korporacyjne – czyli bardziej ryzykowna część rynku długu. Osobiście nie preferuję tej klasy aktywów. Ryzyko inwestycyjne jest tu niemal równie wysokie jak na rynku akcji, a stopy zwrotu ograniczone i na ogół zdecydowanie niższe. Ponadto brakuje dużych i solidnych emitentów. Dodatkowo na polskim rynku mamy do czynienia z koncentracją emitentów w zaledwie 2-3 branżach. Rzecz jednak w tym, że na polskim rynku standardem jest oprocentowanie zmienne, które będzie malało wraz ze spadkiem stóp procentowych. Nie jest to zatem klasa aktywów, którą w obecnym przypadku bralibyśmy pod uwagę.
Reasumując, inwestor indywidualny w Polsce ma kilka sensownych opcji, aby zabezpieczyć kapitał przed nadchodzącym spadkiem stóp procentowych. Wybór konkretnej strategii zależy od potrzeb, preferencji, apetytu na ryzyko i doświadczenia konkretnego inwestora. Nie ma tu jednego rozwiązania pasującego każdemu.