Nasze górnictwo jest źle zarządzane. Wskaźniki, które powinny rosnąć, spadają a te, które winny spadać, rosną. Brak jest decyzji w sprawie likwidacji trwale nierentownych kopalń, w efekcie psuje się rynek węgla – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka.


Michał Niewiadomski: W zeszłym roku kopalnie węgla kamiennego w Polsce wydobyły prawie 44 mln ton surowca. Jeszcze 5 lat temu było to 60 mln ton. Czy to jest równia pochyła dla sektora górniczego?
Janusz Steinhoff:Spadek wydobycia obserwujemy od lat 90. XX wieku. W latach 80. Polska wydobywała około 200 mln ton węgla, później było już coraz mniejsze wydobycie z uwagi na to, że cała gospodarka funkcjonowała w ramach mechanizmów rynkowych i była mniej energochłonna. Po 1990 roku likwidowane były moce wydobywcze ze względu na niską rentowność zakładów górniczych oraz wyczerpywanie się zasobów węgla. Ostatnie lata to obok spadku wydobycia przede wszystkim pogorszenie się wyników ekonomicznych spółek górniczych.
Nie martwi mnie spadające wydobycie, bo ono jest funkcją zapotrzebowania na ę w ciepłownictwie i elektroenergetyce. Coraz więcej w systemie mamy źródeł OZE – fotowoltaiki i wiatru. Następuje substytucja węgla paliwami gazowymi. Będziemy mieli docelowo ok. 10 GW w elektrowniach gazowych. W związku z tym nieuchronną konsekwencją jest spadek wydobycia. Martwi mnie, jak wspomniałem, pogarszanie się wszystkich wskaźników ekonomicznych w górnictwie węgla kamiennego. Spada wydajność pracy, rosną koszty wydobycia, w konsekwencji ten nasz polski ę jest zdecydowanie droższy od tego, który można importować z europejskich portów Amsterdam- Rotterdam – Antwerpia.
Pogarszające się wskaźniki są coraz większym problemem. O ile wydobycie tony węgla kamiennego na Górnym Śląsku 10 lat temu kosztowało 250 zł, to teraz wzrosło do 950 zł. Czy w jakikolwiek sposób można te koszty obniżyć?
Trzeba zwiększać wydajność pracy. Rocznie w górnośląskich kopalniach jeden górnik wydobywa przeciętnie około 550 ton węgla To wyjątkowo mało, szczególnie w porównaniu z innymi krajami czy też "Bogdanką". Nasze górnictwo jest źle zarządzane. Wskaźniki, które powinny rosnąć, spadają a te, które winny spadać, rosną. Brak jest decyzji w sprawie likwidacji trwale nierentownych kopalń, w efekcie psuje się rynek węgla. Kopalnie o niższych kosztach muszą ograniczać wydobycie, w związku z tym, że nie mogą ulokować wydobywanego przez siebie surowca na rynku.
Górnictwu potrzebna jest koncepcja funkcjonowania wpisująca się w politykę energetyczną państwa. I musi dostosować poziom wydobycia do zapotrzebowania na ę.
Przeznaczanie tak dużych pieniędzy w formie pomocy publicznej (ok. 8 mld zł rocznie) jest marnotrawstwem tych środków.
Trzeba pamiętać o tym, iż ta pomoc jest udzielana wbrew prawu Unii Europejskiej, jako że do tej pory nie uzyskaliśmy akceptacji umowy podpisanej z partnerami społecznymi za czasów poprzedniego rządu. Przypomnę, że pomoc publiczna może być udzielana podmiotom za zgodą Komisji Europejskiej i tylko wtedy gdy służy celom restrukturyzacyjnym, czyli trwałej sanacji spółki. Pamiętać należy, że kolejne miliardy transferowane są z budżetu państwa do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na emerytury górnicze.
Trzeba uruchomić górniczy pakiet socjalny. Według sondażu przeprowadzonego w Polskiej Grupie Górniczej 1/3 badanych pracowników deklaruje wolę odejścia z górnictwa za odszkodowaniem. Należy więc powrócić do koncepcji górniczych urlopów przedemerytalnych, odpraw, przekwalifikowywań i innych narzędzi, które z powodzeniem zostały wykorzystane na przełomie wieków w restrukturyzacji branży, która została przeprowadzona przez rząd Jerzego Buzka.
A co w sytuacji, gdy Komisja Europejska uzna tę pomoc za nielegalną? Trzeba będzie zwrócić te pieniądze i w następstwie tego kopalnie upadną?
Nie dopuszczam takiego scenariusza z punktu widzenia politycznego. Ale formalnie istnieje takie niebezpieczeństwo. Jeżeli Komisja Europejska uzna tą pomoc publiczną za nielegalną, to decyzja może być tylko jedna – zwrot tej pomocy przez podmioty, które były beneficjentami.
A to oznacza upadłość w znaczącej części całego polskiego górnictwa z wyjątkiem kilku kopalń. Mam nadzieje, że do tego nie dojdzie.
Myślę, iż Komisja zbyt długo zwleka z odpowiedzią. Powinna wreszcie jasno określić, które zapisy umowy ze stroną społeczną są niezgodne z regułami obowiązującymi w Unii Europejskiej, a które są do akceptacji.


W listopadzie Polskie Sieci Elektroenergetyczne poinformowały, że w październiku 2024 udział węgla w produkcji energii wyniósł 41 proc. i był o 18 proc. niższy w porównaniu z październikiem 2023 r. Kurczy się udział węgla w miksie energetycznym. Dokładamy miliardy do górnictwa – do 2030 r. będzie to aż 42 mld zł, a ceny energii mamy bardzo wysokie. Jak uciec do przodu od tej sytuacji? Czy z węgla nie powinniśmy wyjść wcześniej niż planowany rok 2049?
W 2030 r. będziemy mieli ponad 50 proc. energii produkowanej z OZE. Przymierzamy się do energetyki jądrowej, na razie rozstrzygnęliśmy lokalizację budowy elektrowni w Choczewie, trzech bloków po 1200 MW. Czeka nas również jedna trudna operacja, czyli odejście w elektroenergetyce od węgla brunatnego. Kończą się bowiem zasoby w kopalniach odkrywkowych w Turowie i Bełchatowie i w tych kopalniach zakończy się eksploatacja za 11-12 lat. W Bełchatowie ponad 5000 MW mocy trzeba będzie czymś zastąpić. Trzeba będzie również rozwiązać problem społeczny, w tym rejonie pracuje tam ok. 6-7 tys. ludzi. Niewykluczone, że druga elektrownia jądrowa będzie więc tam zlokalizowana. O ile istniejące tam warunki techniczno-geologiczne na to pozwolą.
Górnikom pracującym w kopalniach węgla kamiennego trzeba jasno powiedzieć, że w tych warunkach geologicznych wydobycie węgla jest w większości przypadków ekonomicznie nieuzasadnione. Produkcja energii elektrycznej z paliw stałych jest również nieopłacalna. Produkując 1 MWh energii z węgla brunatnego, emitujemy ponad 1 tonę CO2 (na węglu kamiennym ok. 48 ton), a to rzutuje na sumaryczne koszty wytworzenia energii elektrycznej.
Gdyby teraz Pan odpowiadał za gospodarkę, to ile kopalni by Pan polecił zamknąć?
To nie minister zamyka kopalnie, zakłady górnicze są zamykane ze względu na ekonomię i geologię. Europa żegna się zarówno z węglem kamiennym jak i energetyką opartą na spalaniu tego surowca. I my powinniśmy iść w tym kierunku. Trzeba zmierzyć się z tym wyzwaniem. Na pewno dużym ułatwieniem tego procesu jest niski poziom bezrobocia w Polsce. Również na Śląsku.
Zaklinanie rzeczywistości wypowiedziami typu „nie pozwolimy zamordować górnictwa” czy też, że „mamy węgla na 200 lat” było efektem braku szacunku dla górników i odpowiedzialności za państwo.
Tych ciężko pracujących ludzi trzeba szanować i mówić im prawdę. A prawda jest taka, że ta branża po wiekach funkcjonowania na rzecz polskiej gospodarki odchodzi do historii. Tak jak miało to miejsce w innych krajach europejskich. Określanie terminu ostatecznego wychodzenia z węgla - przypomnę, że poprzedni rząd określił coalexit na 2049 rok – nie ma najmniejszego sensu, bo nie wiemy ile jeszcze energetyka będzie potrzebowała tego nośnika energii obserwując zmiany, jakie widzimy w związku z rozwojem OZE.
Konsekwencją sytuacji, że w ostatnich 20 latach nie prowadziliśmy transformacji konsekwentnie jest fakt, iż mamy najdroższą w Europie energię elektryczną na rynku hurtowym.
Czy widzi Pan na obecnej scenie polityka, który miałby odwagę powiedzieć czas na zmiany w górnictwie? Bo już widać, że ten harmonogram zamykania kopalń do 2049 r. jest zbyt rozciągnięty w czasie
Na tematy personalne w polityce nie wypowiadam się. Nawołuję od lat do odpowiedzialności, do odejścia od populizmu, a także odchodzenia od kierowania się w decyzjach rządu słupkami popularności. To nie jest bowiem racjonalny sposób uprawiania polityki. Przed rządzącymi zawsze stają problemy, niekiedy sposoby ich rozwiązania budzą sprzeciw dotkniętych nimi części społeczeństwa. Ale odpowiedzialne rządzenie polega na tym, że konieczne jest czasem podejmowanie decyzji trudnych w społecznym odbiorze. Obowiązkiem rządzących jest więc przekonywanie partnerów społecznych do swoich racji.
Jednym z takich właśnie problemów jest system emerytalny, który nie jest równy dla wszystkich grup społecznych, mamy niski próg wieku emerytalnego, a do tego wyjątkowo niski poziom przyrostu naturalnego.
Ale odnoszę wrażenie, że elity polityczne nie zaprzątają sobie głowy tym, co stanie się z systemem emerytalnym za 20 lat.
Wracając do energetyki to oczekuje od rządu, że przedstawi wreszcie zaktualizowany dokument Polityka Energetyczna Państwa wydłużając jego horyzont czasowy do roku 2050. Powinniśmy określić w nim kierunek zmian w szeroko rozumianej energetyce. Dokument ten powinien zostać zaakceptowany przez parlament i być wiążący dla kolejnych rządów. Zrozumiałe są w przyszłości jego aktualizacje, ale nie może być tak, że przychodzi nowy, kolejny rząd i wywraca wszystko, co zrobili poprzednicy.
Czy za 10 lat będziemy jeszcze mówili o sektorze górniczym w Polsce?
Za 10 lat pozostaną kopalnie tylko najbardziej rentowne. Zapotrzebowanie na ę będzie nieporównanie mniejsze w stosunku do tego, które jest dzisiaj. Ale przypuszczam, że do lat 40. elektrownie jeszcze będą spalać ę. Nikt nie będzie zamykał kopalń tylko z tego względu, że uczestniczymy w procesie dekarbonizacji. Nie będzie likwidacji górnictwa, jeśli będzie ono funkcjonować na rynku, jeżeli na ę będzie zapotrzebowanie na rynku. I ta uwaga nie dotyczy tylko rynku polskiego.
Rozmawiał Michał Niewiadomski.