Jedynie dwóch na ponad dwudziestu analityków z amerykańskich banków przewiduje, że po burzliwych ostatnich tygodniach S&P500, czyli najważniejszy giełdowy indeks za oceanem, znajdzie się na koniec roku niżej, niż jest teraz. Reszta nadal wierzy w pozytywny scenariusz – podaje Bloomberg.


Agencja przeanalizowała zmiany, jakich dokonali od początku roku w swoich prognozach dla flagowego indeksu S&P500 stratedzy inwestycyjni z amerykańskich banków. Do korekt przewidywań skłonił ich przede wszystkim chaos na rynkach i w gospodarce wywołany wojną celną Donalda Trumpa, który postanowił nałożyć zaporowe cła praktycznie na wszystkich partnerów handlowych USA.
Nawet permanentny byk zmienił zdanie
Swoje prognozy dotyczące wartości indeksu na koniec grudnia zmienił m.in. Bank of America, ścinając je z 6666 pkt do 5600 pkt. Podobnie postąpiły inne instytucje, takie jak Oppenheimer & Co., Evercore ISI, Goldman Sachs, Societe Generale, RBC Capital Markets czy Ned Davis Research.
Dz
Na obniżenie prognozy dla S&P500, i to aż dwukrotne, zdecydował się nawet dotychczasowy „permanentny byk” Ed Yardeni z firmy Yardeni Research. Zrobił to po raz pierwszy od 2018 r., a przy okazji podniósł prawdopodobieństwo recesji w USA do 45%, z 20% szacowanych na początku stycznia.
– Miałem szczęście ze swoim prognozami od czasów koronawirusa, gdy hossa na Wall Street przełamywała wszystko. To były dni chwały, nawet nie musiałem się mocno starać. Ale teraz zmagam się jak każdy – podkreśla Yardeni w rozmowie z Bloombergiem.
Gigantyczny rozrzut prognoz. S&P500 jednak w górę?
Agencja podkreśla, że mimo dokonanych korekt, jedynie specjaliści z dwóch instytucji zakładają spadek indeksu z aktualnego poziomu, czyli z okolic 5400 pkt. Chodzi o bank JP Morgan Chase oraz firmę BCA Research. Ten pierwszy przewiduje spadek do 5200 pkt, zatem o symboliczne 4%, a druga z instytucji do 4450 pkt, czyli aż o 18%. Co ciekawe, eksperci z BCA Research są zadeklarowanymi niedźwiedziami od dawna i swoją prognozę przedstawili już na początku roku, nie aktualizując jej po drodze.


Uwagę zwraca jednak gigantyczny rozrzut prognoz, które rozciągają się od wspomnianych 4450 pkt aż do 7007 pkt oczekiwanych przez bank Wells Fargo. To ponad 2500 pkt, czyli aż 57% różnicy – tak wielkiego rozjazdu nie było jeszcze nigdy o tej porze roku od co najmniej 2000 r., odkąd Bloomberg gromadzi porównywalne dane.
Średnia przewidywań to 6067 pkt, co wskazywałoby na wzrost S&P500 o około 12% z aktualnego poziomu. Oznaczałoby to też, że indeks wyszedłby na plus w skali całego roku, gdyż startował z pułapu 5881 pkt. Można więc stwierdzić, że nic się nie zmieniło i niezależnie od sytuacji eksperci z Wall Street uparcie wierzą, że rynek będzie szedł w górę.
Tylko trzy razy na 16 przypadków rynek się podniósł
Bloomberg zestawia to z historycznymi statystykami, które są jednak bardziej pesymistyczne.
Chodzi o wyliczenia Ryana Detricka z firmy Carson Group. Sprawdził on, że podobną zapaść jak w tym roku – spadek o co najmniej 15% do pierwszych dni kwietnia – indeks S&P500 notował od 1957 r. aż 16 razy, ale tylko trzykrotnie (w 2020, 2009 i 1982) wyszedł z opałów i zamknął cały rok na plusie. I dodatkowo w każdym z tych przypadków to Fed ratował sytuację, tnąc stopy procentowe, by wesprzeć chwiejącą się gospodarkę. Na razie na podobny krok banku centralnego jednak się nie zanosi, bo ma on obawy, czy wojna celna nie przyspieszy inflacji.
„Tego nie da się ująć w żadnym modelu”
W rozmowach z agencją eksperci z banków wskazują na wielkie problemy z prognozowaniem sytuacji na giełdzie, gdy decyzje prezydenta Trumpa są aż tak nieprzewidywalne.
– O rany! Nie byliśmy na to przygotowani – przyznaje Scott Chronert z Citigroup, odpowiadający w banku za strategię na rynku akcji. – Ludzie pytali już nas od połowy zeszłego roku, jak przygotować się na politykę Trumpa dotyczącą ceł. Ale proszę, bez żartów, tego nie da się ująć w żadnym modelu – dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się Julian Emanuel z Everscore ISI. – Nigdy byśmy nie pomyśleli, że Trump będzie aż tak radykalny w sprawie ceł. Wprowadza politykę młotem kowalskim, zamiast stworzyć jakąkolwiek widoczną furtkę do negocjacji – dodaje.
Niewykluczone, że dla części analityków wskazówką do obniżki prognoz dla indeksów były szacunki dotyczące wzrostu gospodarczego. Zaledwie półtora miesiąca temu ekonomiści przewidywali średnio wzrost PKB w USA w tym roku o 2,3%, podczas gdy dziś, po zamieszaniu związanym z taryfami, prognozy zredukowano do 1,8%.
Szacunki dla spółek słabsze, ale wciąż na dużym plusie
Nadzieją dla strategów rynkowych (i także inwestorów) wciąż są oczekiwania związane ze wzrostem wyników spółek, choć i tu nastąpił pewien regres. Obecnie szacuje się, że zyski firm z S&P500 wzrosną w tym roku o 8,7%, podczas gdy na początku roku liczono na wzrost o 13%. Na cięcie prognoz zdecydowali się m.in. eksperci z Goldmana Sachsa, którzy liczą, że firmy z S&P500 zarobią łącznie 253 dol. na każdą akcję wobec 268 dol. oczekiwanych wcześniej, czy z Morgana Stanelya, oczekujący 257 dol. wobec 271 dol. do tej pory.
Na starcie wtorkowej sesji indeks S&P500, który obejmuje pół tysiąca najważniejszych amerykańskich firm giełdowych, miał wartość 5440 pkt i tracił niespełna 8% względem początku roku. W najgorszym momencie jeszcze zanim Donald Trump zdecydował, że zawiesza wprowadzenie ceł odwetowych na 90 dni i zanim zrezygnowano z ceł m.in. na urządzenia elektroniczne z Chin, spadek indeksu sięgał niemal 18%.