Akcje, nad którymi Jerzy Mazgaj stracił kontrolę, uciekając z Almy, po niecałym roku znów znalazły się w rękach biznesmena. Za ich odzyskanie milioner musiał wprawdzie zapłacić 27,4 mln zł, wygląda jednak na to, że całą "akcję" skrupulatnie zaplanował.
Jeszcze w czasach, gdy Alma należała do Jerzego Mazgaja, posiadany przez spółkę pakiet akcji w Krakchemii stanowił część większej całości, która umożliwiała biznesmenowi kontrolę nad spółką. Vistula zaś była marzeniem Mazgaja, które pieniądze z Almy miały pomóc zrealizować.
Alma zaczęła jednak popadać w problemy finansowe i Jerzy Mazgaj postanowił się ewakuować. Ruch ten z jednej strony dawał nadzieje na ocalenie części pieniędzy z chylących się ku upadkowi marketów, z drugiej oznaczał jednak pożegnanie się ze znacznymi pakietami w Vistuli i Krakchemii. Nie na długo.
Okrężną drogą do "domu"
Nie minął jeszcze pełny rok od rejterady Jerzego Mazgaja z Almy, a pakietami akcji w posiadaniu delikatesów zainteresował się mBank. Alma, zadłużając się w tym banku, pakietów akcji w Vistuli i Krakchemii użyła jako zastawu rejestrowego. Sytuacja delikatesów stała się na tyle tragiczna, że 2 października mBank wziął sprawy w swoje ręce i przejął wspomniane akcje od Almy. Na konta banku, zamiast pieniędzy ze zwrotu kredytu, trafiło 25,39 proc. udziałów w Krakchemii oraz 3,8 proc. udziałów Vistuli.


Bank wspomnianych pakietów za długo jednak trzymać nie zamierzał i szybko ruszył na poszukiwania kupca. Po akcje zgłosił się... Jerzy Mazgaj. Za 25,39 proc. udziałów w Krakchemii zapłacił 4,8 mln zł. Obecnie w jego posiadaniu znajduje się 32,91 proc. udziałów w spółce.
Mazgaj cały manewr dobrze zaplanował
Warto zwrócić uwagę, że operacja została przez Mazgaja skrupulatnie zaplanowana. Tego samego dnia, którego mBank przejął pakiet będący w posiadaniu Almy (co ciekawe informacja ta nie była wówczas jeszcze znana publicznie), Mazgaj 岹ł część swoich akcji (pakiet 11,8 proc. udziałów w Krakchemii) prezesowi spółki, a więc de facto swojemu człowiekowi.
Po cóż ten wybieg? Gdyby Jerzy Mazgaj 2 października nie zdecydował się na sprzedaż wspomnianego pakietu i odkupił jednocześnie pełen pakiet od mBanku, jego udział w Krakchemii w dniu 5 października osiągnąłby poziom 44,7 proc. Wiązałoby się to z koniecznością ogłoszenia wezwania, przekroczony zostałby bowiem próg 33 proc. Dzięki operacji z prezesem Zdebskim zaangażowanie samego Mazgaja sięgnęło jednak tylko 32,91 proc. (tuż pod limitem), konieczności przeprowadzania wezwania na akcje więc uniknął, a papiery pozostały "w rodzinie".
Coraz mocniejsza pozycja w Vistuli
W ręce Mazgaja trafił także pakiet zabranych przez mBank Almie akcji Vistuli. To jednak spółka zdecydowanie wyżej ceniona od Krakchemii, w związku z tym za pakiet 3,8 proc. udziałów w Vistuli milioner zapłacił 22,6 mln zł. Później, za 0,7 mln zł, dokupił kolejne 200 tysięcy akcji spółki. Łączne zaangażowanie Mazgaja w Vistulę wzrosło więc z 5,06 proc. do 8,94 proc. udziałów w spółce.
A nie można przecież zapominać, że pakiet 5,3 mln akcji Vistuli posiada także Krakchemia, nad którą, jak pisaliśmy wyżej, Jerzy Mazgaj właśnie odzyskał kontrolę. Łącznie więc pod kontrolą Mazgaja znajduje się już 11,9 proc. akcji Vistuli, co czyni z niego trzeciego największego akcjonariusza spółki. Większe udziały posiada tylko OFE PZU Złota Jesień (17,2 proc.) oraz Ipopema TFI (12,6 proc.). Realizacja planu przesiadki z Almy na Vistulę nabrała więc w wykonaniu Jerzego Mazgaja sporego rozpędu. Choć statek z napisem "Alma" jeszcze tonie, jego kapitan, który uciekł z pokładu, już znalazł sobie inny okręt.