Morskie farmy wiatrowe dadzą nam tanią energię, co jest fundamentalnie ważne, zarówno dla przemysłu, jak i odbiorców indywidualnych. Perspektywa najbliższych lat jest kluczowa, bo zanim popłynie pierwsza energia z elektrowni jądrowej, to morskie wiatraki będą musiały ratować system przed spodziewaną luką generacyjną.


Mówienie o tym, że to energetyka jądrowa ma pozwolić na odejście Polski od węgla, należy włożyć między bajki. Pożegnanie z węglem nastąpi szybciej, niż nam się wydaje. Proces ten zobaczymy zarówno na Śląsku – gdzie w coraz trudniejszych warunkach wydobywa się węgiel kamienny, jak i w Bełchatowie, gdzie dotychczas eksploatowane złoże zostanie wyczerpane w pierwszej połowie przyszłej dekady. Gdy nałożymy na to proces wyłączania starych bloków energetycznych, gdzie spala się węgiel, to zobaczymy, że grozi nam tzw. luka generacyjna – czyli ryzyko, że obecne źródła wytwórcze, takie jak elektrownie wiatrowe na lądzie, fotowoltaika, elektrownie gazowe i węglowe nie będą w stanie pokryć rosnącego zapotrzebowania na energie.
Oddanie pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce do użytku raczej nie odbędzie się zgodnie z planem, czyli w połowie przyszłej dekady, bo w ostatnich latach żadna inwestycja nuklearna w Europie nie została uruchomiona zgodnie z planem – czy to w Finlandii, Wielkiej Brytanii czy też Francji. Zresztą i tak niewiele zmieni dodatkowe 3,6 GW w sytuacji, gdy polski system elektroenergetyczny w przyszłej dekadzie będzie potrzebował znacznie więcej mocy.
Na ratunek musi przyjść gaz i morska energetyka wiatrowa. I o ile kolejne bloki gazowe powinny być budowane jako elektrownie szczytowe – czyli uruchamiane wtedy, kiedy nie wieje wiatr i nie świeci słońce, to morska energetyka wiatrowa jest o wiele bardziej stabilna i efektywna niż jej lądowy odpowiednik.
Z analiz Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że wprowadzając do miksu energetycznego 18 GW mocy z morskich elektrowni wiatrowych, cena energii spadnie o 50 proc. w porównaniu do ceny, którą uzyskamy przy wprowadzeniu 5,9 GW – czyli tylko pierwszej fazy budowy offshore wind.
Transformacja energetyczna nie wydarzy się za 15 czy 20 lat, ona dzieje się tu i teraz. Potrzebujemy nie tylko zielonych źródeł energii, ale przede wszystkim taniej energii, bo bez niej przemysł straci konkurencyjność, ale i będziemy obserwować jeszcze jedną katastrofę. Przy wysokich cenach energii transformacji nie przeprowadzi przysłowiowy Kowalski, bo go nie będzie na to stać. Odejście od paliw kopalnych w życiu codziennym wiąże się z elektryfikacją wielu procesów takich jak ogrzewnictwo czy transport. Płacąc wysokie rachunki za prąd, nie będzie żadnej zachęty dla obywateli, by uczestniczyć w transformacji. Straszenie klimatycznym armagedonem nie zda się na wiele, gdy społeczeństwo będzie otrzymywać „rachunki grozy” za prąd i ciepło. Dlatego tak ważne jest, by rząd wspierał rozwiązania
dające nam tanią i zieloną energię w perspektywie najbliższych lat.