Pod koniec września szwajcarski bank centralny po raz trzeci z rzędu obniżył stopy procentowe. Ten ruch stopniowo przełożyć się powinien na raty frankowców. Tych jednak ubywa w szybkim tempie.


Przez lata strony prezentujące kurs franka szwajcarskiego należały do najchętniej odwiedzanych notowań w polskich serwisach finansowych. Spore zainteresowanie budziły także wszystkie publikacje dotyczące decyzji SNB, czyli szwajcarskiego banku centralnego. „Kultowy” status helweckiej gospodarki był skutkiem ubocznym masowej popularności kredytów hipotecznych udzielanych w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Przez lata losy rat frankowców zależały od dwóch czynników – kursu CHF i stóp procentowych w Szwajcarii. Drugi z elementów tylko od czasu do czasu pokazywał swoje znaczenie. Zmienność była niewielka, a przełożenie na odsetki widoczne w harmonogramach minimalne. Od 2009 r. stawka LIBOR 3M CHF znajdowała się poniżej 0,5 proc., potem przez 2 lata oscylowała w okolicach zera, by tuż przed pamiętnym „czarnym czwartkiem” 2015 r. znaleźć się na terytorium z minusem. Od tego momentu przez 7 lat stopy były ujemne.


Dopiero jesienią 2022 r. wskaźnik odpowiedzialny za oprocentowanie frankowych hipotek (tym razem SARON, następca LIBOR) powrócił na poziom powyżej zera. Podstawowa stopa SNB w połowie 2023 r. osiągnęła tymczasowe maksimum (1,75 pp.). Już w marcu 2024 r. bank zaskoczył pierwszym cięciem, by potem regularnie ponawiać ten krok. Wrześniowa decyzja nie była zapewne ostatnią. "Dalsze cięcia stopy procentowej SNB w nadchodzących kwartałach mogą być konieczne, aby zapewnić stabilność cen w średnim terminie" – wskazano w najnowszym komunikacie Szwajcarskiego Banku Narodowego.
Efekty z poślizgiem
Oprocentowanie kredytów opartych na frankach obniża się stopniowo, krok po kroczku. Wskaźnik SARON bazuje na historycznych danych, a nie na kwotowaniach podawanych obecnie przez instytucje finansowe (jak np. WIBOR). Dlatego też efekty cięć w Szwajcarii kredytobiorcy widzą w swoich harmonogramach z opóźnieniem.
Efekt spadającej ceny pieniądza może być jednak zamaskowany przez drugi z czynników – kurs helweckiej waluty. Na łamach Dz regularnie ilustrujemy losy „frankowych” kredytów uproszczonym porównaniem z ich złotowym odpowiednikiem. Dla obu przykładowych zobowiązań zakładamy 30-letni okres spłaty, początkową kwotę 300 tys. zł (LTV 100%), wypłatę w lutym 2008 r. (szczytowym okresie popularności kredytów hipotecznych „frankowych”), comiesięczną aktualizację wskaźników regulujących oprocentowanie i 1-punktową marżę. Przykładowy kredyt CHF wypłacany był przy kursie 2,25 zł za franka, w symulacji pomijamy spread.


W ostatnich miesiącach rata kredytu „frankowego” wyrażona w złotych nie obniżyła się odczuwalnie. Za wahania odpowiada droższy frank. Ostatnie cięcie stóp w Szwajcarii przełoży się (po okresie dostosowania SARON-u) na obniżenie raty przykładowego kredytu w CHF o ok. 10 franków. Różnica w złotych, za ok. 3 miesiące, może okazać się znikoma, jeśli helwecka waluta się umocni.
Dziesiątki tysięcy kredytów CHF zniknęły
Tymczasem portfel kredytów hipotecznych opartych na frankach szwajcarskich topnieje w oczach. Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że w lipcu 2023 r. w bilansach banków pozostawały 273 tys. umowy. Rok później było ich niemal o 60 tys. mniej. Oznacza to spadek o ponad jedną piątą.


Za ubytek odpowiadają jednocześnie ugody zawierane przez banki, wygrane konsumentów w sądach oraz całkowite spłaty zobowiązań. "Frankowe" kredyty kończą swój żywot albo jako kredyty w złotych, albo jako rozliczone „na zero” długi.
Wśród frankowców jest jednak stosunkowo liczna (ok. 29 tys.) grupa klientów byłego Getin Noble Banku, która trwała dotąd w zawieszeniu. Kredytobiorcy nie mogli liczyć ani na ugody, ani na doprowadzenie do końca sporów trafiających do sądów. Wrześniowe rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego może okazać się impulsem, który pchnie naprzód rozwój wydarzeń w tej części „frankowego” rynku i jeszcze przyspieszy schyłek ery hipotek CHF.